piątek, 13 marca 2015

Rozdział 15 'Nie zostawiaj jej'

*Justin*

-Justin ?- z zamyśleń wyrwał mnie delikatny damski głos. Rozpoznałem go lecz w tym burdelu w mojej głowie nie mogłem od razu stwierdzić kto to do mnie powiedział. Leniwie przekręciłem głowę, nie odrywając rąk od barierki balkonu.

-A to ty..- powiedziałem bez emocji na widok Carleny. Mimo, że jej wizyta nie była mi zbytnio na rękę, to poczułem lekką ulgę, że to ona postanowiła mnie nawiedzić, a nie ktoś kto najchętniej dokopał by mi jeszcze bardziej, ktoś z kim nie miałem ochoty rozmawiać. Z resztą nie miałem ochoty rozmawiać nawet ze ścianą. Wystarczały mi długie i bezgłośne dyskusje ze samym sobą. Popatrzyłem na nią przelotnie. Dziewczyna przyglądała mi się zatroskanym wzrokiem.

-Tak, to ja..- szepneła niepewnie nerwowo jeżdżąc dłonią po swoim przedramieniu. Obdarzyłem ją pustym spojrzeniem i spowrotem włożyłem do ust papierosa. Obojętnie powróciłem do swojej wcześniejszej pozycji, nie zważając jakoś specjalnie na obecność przyjaciółki. Usłyszałem za sobą jak wzdycha z irytacją. Przez chwilę milczała przyglądając mi się z oddali.

-Boże, co ty ze sobą zrobileś?- powiedziała z wyrzutem robiąc kilka kroków w moją stronę. Opierałem się nadal o oparcie starając się wrócić do swoich wcześniejszych rozmyśleń. Chwilę później dziewczyna stała koło mnie wiercąc mi swoim przenikliwym wzrokiem dziurę na twarzy. Mimo to wciąż milczałem. Bo co miałem powiedzieć ? Jakoś tak ostatnio brak odpowiedzi na jakiekolwiek pytania stało się dla mnie najlepszą odpowiedzią. Olewałem dziewczynę, skupiając swoją uwagę na idealnie przystrzyżonych krzewach w swoim ogrodzie. W końcu Carlena odpuściła sobie walkę z moją ignorancją i odwróciła wzrok na widok przed nami, głośno wypuszczając powietrze. Staliśmy tak pogrążeni w tej ciszy i spiętej atmosferze, wdychając papierosowy dym. Doskonale wiedziałem o czym myśli i po co tutaj przyszła.

-Dlaczego nie przychodzisz ?- odezwała się w końcu, gwałtownie odwracając się do mnie. Jej głos był przepełniony bólem i złością jednocześnie. Gapiła się na mnie rządając choć najkrótszego i najcichszego wytłumaczenia. Ja jednak wziąż jeździłem wzrokiem po swoim ogrodzie, starając się nie szukać w głowie odpowiedzi na jej pytanie.

-Justin do jasnej cholery spójrz na mnie!- podniosła głos, nie mogąc już dłużej znieść mojego milczenia. Niechętnie odwróciłem twarz i wbiłem wzrok w jej przepełnione smutkiem oczy.

-Po prostu- odpowiedziałem pierwsze co przyszlo mi do głowy, po czym znów zaciągnąłem się smakiem nikotyny. Dziewczyna spojrzała na mnie ze zdziwieniem.

-Po prostu ?- prychneła.-Tak po prostu postanowiłeś dać sobie spokój i zabarykadować się tutaj ? Kurwa żartujesz sobie?!- krzykneła zdenerwowana wymachując rękami. Znów nic nie powiedziałem. Nie miałem sił by się z nią kłócić. Coraz bardziej zła i zrozpaczona schowała twarz w dłonie nabierając w płuca powietrza.

-Justin- odezwała się po chwili. -Powiedz mi dlaczego od kilku tygodni nie przychodzisz do szpitala?- spytała spokojnie z powagą w głosie. Nie mając zamiaru odpowiadać na jej pytanie, ostatni raz wypuściłem z ust dym, po czym włożyłem niedopałek do popielniczki, ktora byla praktycznie cała wypelniona petami. Odwróciłem się w kierunku wyjścia.

-Daj spokój- mruknąłem tylko i skierowałem się do kuchni. Carlena wciąż zdumiona moim zachowaniem, pokręciła jedynie głową mrucząc coś pod nosem. Miałem nadzieję, że znudziła ją ta bezsensowna i bezowocna rozmowa ze mną i, że w końcu zostawi mnie w spokoju, ale ona tak szybko się nie poddała. Po chwili znalazła się tuż przede mną ze zdeterminowanym wyrazem twarzy.

-Nie Justin ! Nie dam spokoju !- wyparowała ostro próbując nawiązać ze mną kontakt wzrokowy.- Chcę ci pomóc- dodała.

-Nie potrzebuje żadnej pomocy ! - podniosłem głos zmęczony już jej natrętnym zachowaniem. Dziewczyna lekko wzdrygneła się przez mój nagły wybuch. Westchnąłem ciężko przecierając twarz.

-Przestań. Spójrz tylko na siebie- wskazała na mnie z politowaniem w oczach. Nie musiałem patrzeć w lustro, żeby wiedzieć, że wyglądałem tragicznie. Ale to nie przykuło zbytnio mojej uwagi.

-Spójrz dookoła na ten burdel- przejechała wrokiem po całym domu machając dłońmi na porozrzucane wszędzie śmieci, naczyna, ubrania i jakieś przedmioty. Syf również mi nie przeszkadzał.- Bardzo potrzebujesz pomocy- dodała stanowczo. Znów odwróciłem się od niej i oparłem dłonie o blat.

-Potrzebuję jej- mruknąłem po chwili, zaciskając powieki. Carlena cicho westchneła i powoli podeszła do mnie. Delikatnie przjechała dłonią po moim ramieniu.

-Więc jej nie zostawiaj- szepneła. Odwróciłem twarz w drugą stronę z całych sił powstrzymując napływające łzy. Boże nigdy tego nie zrobię.

-Nie chcę jej zostawiać- odezwałem się w końcu.- Ale nie mogę tak dłużej.- powiedziałem z jękiem zasłaniając twarz dłonią.- Zrozum, kiedy tam jestem i patrzę na nią..- pojedyńcza łza spłyneła po moim policzku -..ja czuję, że to koniec. Wciąż nie mogę uwierzyć, że to się stało, że ona leży tam i się nie rusza..- zacząłem nerwowo gestykulować rękami- .. że nie uśmiecha się do mnie, nie patrzy na nic, leży tylko i śpi, nie może nawet samodzielnie oddychać, bo ja.. moja wina- wybuchnąłem tracąc kontrolę nad swoimi słowami. Bezwładnie zjechałem plecami po szafce do podłogi. Nie zwracając już uwagi na obecność Carleny po prostu zacząłem szlochać co chwila powtarzając pod nosem jej imię.- To wszystko tak cholernie boli- wychlipiałem błądząc palcami po rozczochranych włosach. Momentalnie dziewczyna przykucneła obok tuląc mnie do siebie.

-Ciii....- próbowała uspokoić moje roztrzęsione ciało.

-Nie zasługuję na to by czekać na nią, aż wróci..- mówiłem nadal mocząc łzami koszulę Carleny.

-Proszę cię nie mów tak. Nie możesz się załamywać, musisz przy niej być.- Złapała mnie za ramiona potrząsając za nie.- Nie poddawaj się do cholery!- powtarzała błagalnym głosem. -Przecież jak ty to zrobisz, do kogo ona wróci ?! Zastanów się dla kogo ona walczy ?!- spytała zmuszając mnie bym na nią spojrzał. Patrzyłem na nią tylko, nie wiedząc co odpowiedzieć.

-Dla ciebie, idioto- powiedziała w końcu, leciutko się uśmiechając.

~

*Sen Alicii*

Pojedyńcze kropelki potu spływały po moim czole, biegnąc wzdłóż moich kości policzkowych i nosie. Muzyka dudniła mi w uszach i klatce piersiowej, a krew wręcz się we mnie gotowałą. Byłam w trakcie wykonywania ostatniego układu, zakanczającego koncert. Po kilku minutach piosenka się skończyła, wszystkie reflektory na chwilę zgasły. KONIEC.

-Dziękuję Kansaassss!!- wykrzyczał Justin, a tłum fanów wydał z siebie niesamowity hałas. Justin bardzo miło pożegnał się z fankami i oczywiście obiecał im powrót. Następnie wszyscy udaliśmy się za kulisy by dojść do siebie. Byłam padnięta, ale i cholernie szczęśliwa. Kolejny udany występ. Przybiliśmy sobie wszyscy piątki i padliśmy na kanapy, wlewając w siebie hektolitry wody. Przez jakieś dziesięć minut opoczywaliśmy, po czym postanowiłam pójść do swojej garderoby by pozbierać swoje rzeczy. Tak miałam swoją garderobę!!! Weszłam do małego pomieszczenia, w którym znajdowała się tylko toaletka z lustrem i mnóstwo wieszaków z kostiumami. Przebrałam się wygodne ubrania i zrobiłam szybkiego koka. Chwyciłam za swoją torbę i zaczełam pakować do niej resztę swoich rzeczy. Nagle, kompletnie niespodziewanie poczułam parę ciepłych dłoni oplatających mnie w pasie. W pierwszym momencie pisnełam przestraszona, lecz chwilę później do moich nozdrzy dotarł dobrze znany mi zapach męskich perfum.

-Uwielbiam cię tak straszyć- Justin zaśmiał się cicho,dmuchając gorącym powietrzem w skórę na moim odkrytym ramieniu, po czym soczyście pocałował mnie w policzek. Przez całe moje ciało przebiegł przyjemny dreszcz, a na twarzy momentalnie pojawił się szeroki uśmiech. Uradowana szybko odwróciłam się do niego.

-Jakim cudem weszłeś tutaj tak cicho ?-spytałam zaciekawiona.

-No cóź...jestem niczym ninja- wyszczerzył się dumnie. Zaśmiałam się i nie czekając dłużej przywarłam do jego malinowych ust. Justin odwzajemnił pocałunek przyciągając mnie bliżej siebie. Muszę Wam się przyznać, że przez ostatni miesiąc uzależniłam się od tego. Im częściej mnie całował, tym bardziej brakowało mi później tych cudownych warg. Tak, są idealne. Oderwałam się od Justina i złączyłam nasze dłonie.

-No więc jak wypadłem dzisiaj ?-spytał uśmiechając się zalotnie.

-Hm.. wiesz -udawałam niezadowolenie- bywało lepiej.. - przeciągnełam artystycznie robiąc zgrymaszoną minę.

-Slucham?!- prychnął urażony- Byłem świetny- odrzekł bardzo skromnie. Przytaknelam śmiejąc się i przewracając oczami. Justin lekko pochylił się nade mną i szepnął

-Ale ty byłaś lepsza- uśmiechnął się słodko i pocałował mnie w czubek nosa. Wydałam z siebie odgłos wzruszenia i wtuliłam się w jego tors. Jak dobrze. Czy czułaś się kiedykolwiek tak wyjątkowo, że zastanawiałaś się co takiego mają w sobie te zwyczajne gesty i słowa, które tak nagle stały się takie niezwykłe i sprawiały, że pragniesz więcej ? Staliśmy tak po prostu wtuleni w siebie śmiejąc się pod nosem, gdy nagle przed drzwiami usłyszeliśmy jakiś hałas. Chwilę później do garderoby wszedł Scotter. Momentalnie odsuneliśmy się od siebie. Na szczęście mężczyzna nic nie zauwazył, gdyż był całkowicie pochłonięty pisaniem czegoś w swoim telefonie. Lekko odetchnełam z ulgą uspokajając się. Scooter w końcu podniósł wzrok z telefonu.

-Tu jesteś Justin! Wszędzie cię szukam- powiedział poddenerwowanym głosem.

-Tak, bo ten...ja własnie.. - mamrotał speszony szatyn drapiąc się w kark.

-No chodź już, fani czekają przed wejściem!- przerwał mu zniecierpliwionym zgłosem, znów pisząc coś w swoim smartfonie.

-Tak, tak już idę- odpowiedział szybko. Scooter mruknął coś pod nosem i odszedł, ciągle gapiąc sie jak zahipnotyzowany z komórkę. Justin odetchnął z ulgą.

-Wybacz, muszę isć- szepnął podchodząc do mnie.

-W porządku, spotkamy się później- uśmiechnełam się szeroko, nie chcąc pokazać jak bardzo nie chcę by odchodził.

-Oczywiście- odwzajemnił uśmiech i pochylił się nade mną. Delikatnie musnął moje usta, a chwilę później opuścił pokój. Westchnełam, siadając na małej czarnej sofie. Lekko przejechałam palcem po dolnej wardze, wciąż rozpływając się pod wpływem ust szatyna.

*

Szajs.

wybaczcie

madeinpoland

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz