poniedziałek, 16 lutego 2015

Rozdział 13 "Właściwie to zawsze wyglądasz pięknie"

*Sen Alicii*
-Zobaczymy się póżniej, odpocznij- kąciki ust szatyna ostatni raz uformowały się w łagodny uśmiech, po czym chłopak opuścił mój pokój. Podeszłam do drzwi i dokładnie je zakluczyłam. Leniwie oparłam się plecami o ścianę, głośno wypuszczając powietrze. Panująca wokół cisza była jak ciepły koc otulacący zmarznięte ciało w zimne wieczory. Przyjemna. Ale oprócz niej słyszałam jeszcze wokół siebie czysty obłęd i amok. Czułam się naprawdę dziwnie. Miałam wrażenie, że nosze w sobie mieszankę kłójącego bólu i słodkiego ciepła. Tak jakby wspomnienia wywoujące u mnie zimne dreszcze były powstrzymywane przez jego silne ramiona i miłe słowa. Cichy, ironiczny śmiech opuścił moje usta, gdy zdałam sobie sprawę jak głupie i niepoprawne są moje wymysły. Ale naprawdę nie chciałam tak myśleć. Nie chciałam nawet wypowiadać w swojej głowie jego imienia bojąc się że mogłoby tam utknąć i uparcie nie dać o sobie zapomnieć. Justin. Kim on tak naprawdę jest ? Dlaczego ciągle pojawia się w moim życiu i za każdym razem pozostawia po sobie dziwne uczucie, które cięzko zdefiniować? Skołowana potrząsnełam głowną wyrzucając z umysłu wszystkie głupoty i wziełam głęboki wdech. Ruszyłam w stronę łazieńki by wziąść bardzo konieczny prysznic. Po 10 minutach byłam odświeżona i zdecydowanie bardziej odprężona. Po posprzątaniu sypialni postanowiłam zejść do hotelowej restauracji na śniadanie. Wiedziałam, że będą tam wszyscy lecz stwierdziłam, że nie będe się izolować i uciekać od wszystkiego. Tym razem nie mogłam. Chodziło o pracę. Chwilę później znalazłam się w ogromnej salii, w której znajdował się w bufet z jedzeniem. Rozejrzałam się dookoła i zauważyłam paru ludzi z ekipy z jednym, zmeczonym wyrazem twarzy. Eh, kac morderca. Sięgnełam po tace i wybrałam spośród przepysznych samkołyków jedynie sałatkę owocową i butelkę wody. Postanowiłam spożyć swoje śniadanie na hotelowym tarasie więc odwróciłam się w stronę wyjścia. Lecz niestety na mojej drodze staneła mi przeszkoda. Przedemną stał wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna o ciemnej karnacji. W jednej chwili moje ciało się wzdrygneło, a krew zaczeła pulsować i płynąc szybciej. Zdenerwowana uniosłam głowę do góry bo spotkać pusty wzrok Luck'a. Widok jego skacowanej twarzy przyprawiał mnie o mdłości. Chłopak niepewnie przybliżył się do mnie na co ja cofnełam się o krok. Lekko zmarszczył brwi.
-Alicia..- zaczął głośno wzdychając - Daj spokój- wymamrotał przecierając twarz dłońmi. Jego słowa wyprowadziły mnie kompletnie z równowagi. Mam dać spokój ? Jest jeszcze większą świnią niż myślałam.
-Słucham ?! Ty zdajesz sobie w ogóle sprwę co wczoraj odwaliłeś ?!- krzyknełam wściekła - Jesteś skończonym dupkiem- dodałam chcąc go wyminąć.
-Poczekaj, daj mi wyjaśnić. Ja.. poprostu myślałem że...-
-Że co ? Że dam się przelecieć jak zwykła szmata ? Tym dla ciebie byłam ?-wrzasnełam nie zwracając uwagi na personel hotelu patrzący na nas.
-Przestań tak krzyczeć, ludzie się patrzą- próbował mnie uspokoić, nerwowo  się rozglądając.
-Nie zbliżaj się do mnie- powiedziałam surowo po czym minełam go i skręciłam w korytarz. Straciłam apetyt więc wyrzuciłam całą zawartość mojej tacy do kosza. Schowałam twarz w dłonie i głośno wypuściłąm powietrze chcąc się uspokoić. Nagle usłyszałam znajomy damski głos za sobą.
-Alicia no jesteś ! Gdzie wczoraj zniknełaś?! Masz pojęcie jak się o ciebie martwiłam wariatko ?!- odwróciłam się i ujrzałam przed sobą Carlenę z ulgą na twarzy. Szybko pozbyłam się Luck'a z głowy by nie dać nic po sobie poznać. Nie tak, że nie ufałam Carlenie. Po prostu wolałam do tego już nie wracać.
-Ymm, wybacz, trochę źle się poczułam i wróciłam do hotelu. Wiem powinnam dać ci znać, ale nie mogłam cię znaleźć. - wymamrotałam szybko ze sztucznym uśmiechem. Dziewczyna spojrzała na mnie wątpliwie.
-Wszystko wporządku ?- spytała dokładnie mi się przyglądając.
-Mhm pewnie. Po prostu za dużo wypiłam.- bąknełam śmiejąc się- A jak u ciebie?- szybko zmieniłam temat i chwyciłam jej ramię prowadząc ją na taras.
Resztę dnia spędziłam na odpoczywaniu w pokoju przyjaciółki wysłuchując jej opowiadań o boskim kolesiu, którego poznała na wczorajszej imprezie. Ale tak naprawdędocierało do mnie co drugie słowo.
-Co sądzisz ?- nagle z zamyśleń wyrwał mnie podniesiony głos dziewczyny.
-Hmm?- ocknełam się potrząsając głową.
-No tak, kompletnie mnie nie słuchasz!- przewróciła oczami.-Spytałam co sądzisz o Justinie ?
Spojrzałam na nią zmieszana.
-Ymm..co..-zaczełąm speszonym głosem drapiąc się w kark- Justin jest...-mega przystojny? boski? sexowny?świetny? cudowny? idealny?-..jest w porządku-bąknełam głupio się uśmiechając.
Wieczorem wróciłam do pokoju by spakować się, gdyż następnego dnia wyjeżdzaliśmy do Las Vegas. Gdy byłam gotowa położyłam się spać, a gdy w końcu udało mi się zapomnieć o ostatnich wydarzeniach z mojego życia, odpłynełam do krainy Morfeusza.
Pierwsze  tygodnie trasy zleciały w błyskawicznym tempie. Byłam całkowicie pochłonięta pracą, tak jak wszyscy. Mijaliśmy się w biegu, widzieliśmy jedynie na próbach.Nick i Scooter pilnowali wszystkiego i wymagali całkowitego zaangażowania. Każdy występ był dopracowany do perfekcji. Wszyscy dawali z siebie sto procent, aby całe show było niezapomnianym widowiskiem dla każdego fana. Dla mnie było na pewno. Zakochałam się w swojej pracy. Na prawdę kochałam tańczyć przed tyloma ludzmi. Za każdym razem gdy znajdowałam się na tych ogromnych scenach wiedziałam, że podjełam najlepszą decyzję w swoim życiu. Występy w świetle reflektorów u boku tak świetnych ludzi i ...jego. Justina. Justin Bieber. Główny punkt wszystkiego. Człowiek, który samym swoim istnieniem wzbudza w milionach dziewczyn palpitacje serca, a jego śpiew doprowadza do omdleń. Człowiek tak bardzo nieosiągalny w kręgach zwyczajnych, prostych ludzi, dla których on sam chciałby być postrzegany jako zwykły zjadacz chleba. Wiedziałam to. Widziałam jak bardzo brakuje mu normalnego świata i prostych, ludzkich spraw. Dochodziłam do tego, gdy na niego patrzyłam, obserwowałam na scenie, podczas kilku krótkich, przypadkowych rozmów, które udawało nam się odbyć w tym całym natłoku zajęć. Ale zdecydowanie za często o nim myślałam. Ciągle po kryjomu przed samą sobą. Tylko jak długo można wzbraniać się przed swoimi myślami? Ja chciałam jak najdłużej.  Ile się da.  Dopóki te myśli nie znikną. Albo nie przerodzą się w coś innego. W coś czego się boję. Ale myślenie o nim było przyjemne. Niebezpieczne, ale przyjemne.
Stałam teraz za kulisami popijając wodę mineralną. Była to chwila przerwy dla tancerzy bo właśnie nadszedł czas na występ z One Less Lonely Girl. Obserwowałam więc jak Justin zajmują się swoją fanką. Czułe uściski i spojrzenia szatyna doporowadzały dziewczynę do stanu błogości, a mnie do kłującego uczucia w  żołądku. Dlaczego ? Nie widziałam. Byłam zazdrosna ? Nie. Byłam cholernie bardzo zazdrosna. I to mnie przerażało. Jak patrzenie na kogoś kto jest dla mnie prawie obcy i pochodzi z zupełnie innego świata może wywoływać takie uczucie gdy ma doczynienia z inną dziewczyną? Kurwa. Zaczynało mnie to rozbrajać od środka. Trudno. Głupie zauroczenie. Minie.Odwróciłam wzrok ze sceny i poszłam porozmawiać z kimś.
 Dwie godziny później byłam już w swoim pokoju w nowym hotelu. Dotarcie tutaj trwało dłuższą chwilę, ponieważ fani przed areną zatrzymali nas na zdjęcia i autografy. Skierowałam się do łazieńki by wziąść  prysznic. Po kilku minutach byłam odświeżona więc wysuszłyłam włosy i wbiłam się w wygodne spodenki i t-shirt. Po wieczornej toalecie postanowiłam zaczerpnąć świeżego powietrza więc wyszłam na balkon. Nocne ciepłe powietrze otuliło moją odkrytą skórę wprawiąjąc ją w przyjemny dreszcz. Spojrzałam na widok i aż zastygłam z wrażenia. Przede mną rozpościerała się ogromna plaża przy której spokojnie spał sobie ocean. Palmy przy leżakach delikatnie powiewały pod wpływem lekkiego wiatru, a fale cichutko odbijały się równego wybrzeża. Zauroczona widokiem przed sobą postanowiłam wybrać się na spacer. Tak była 1 w nocy i kompletnie nie znałam drogi do Miami Beach, ale mimo wszystko postanowiłam skorzystać z jedynej okazji odwiedzenia tej plaży. Nastęnego dnia wyjeżdzaliśmy i zapewne będe tu po raz ostatni. Bez dłuższego namysłu sięgnełam po japonki i otworzyłam drzwi. Ku mojemu ogromnemu zdziwieniu zastałam za nimi Justina z podniesioną dłonią. Na mój widok również się zdziwił.
-Uhh hej- bąknął zmieszany.
-Yy cześć- odpowiedziałam trochę zdezorientowana.
-Przepraszam właśnie chciałem do ciebie zapukać. Wybacz, że o tak późnej porze, ale chciałem tylko sprawdzić czy wszystko w porządku, wiesz dawno się nie widzieliśmy, dużo się dzieje i..
-W porządku, nie spałam-przerwałam mu widząc jego zakłopotanie- W sumie to wybierałam się na spacer- uśmiechnełam się delikatnie próbując powstrzymać nagły napad euforii na jego widok.
-Oh.. sama ? To troche niebezpieczne.
-Właściwie to miałam nadzieję, że znajdę jakiegoś nocnego marka, który mógłby mi potowarzyszyć- powiedziałam z nadzieją, że Justin załapie moją aluzję. Popatrzył na mnie przez chwilę po czym szeroko się uśmiechnął ukazując mi swój snieżnobiały uśmiech.
-Wiesz myślę, że znalazłaś.- odpowiedział radośnie.
  ~
-Wiesz w ogóle gdzie jest ta plaża?- zapytałam po raz kolejny wybuchając śmiechem. Od 20 minut błąkaliśmy się po nieznanych nam uliczkach w poszukiwaniu celu naszej małej podróży.
-Szczerze to nie mam zielonego pojęcia gdzie jesteśmy- odpowiedział chichocząc.
-A mówiłeś, że znasz Miami jak własną kieszeń- udałam oburzenie trącając go w bok. Justin przystanął w miejscu rozglądając się dookoła. Miał na sobie jasne rurki, ciemny t-shirt, szarą bluzę z kapturem na głowie i czarne ray-bany na nosie. Tak było cimno, ale Justin twierdził, że kamuflarz nocą nie zaszkodzi.
-Dobra to tam- powiedział niepewnie wskazując palcem w kolejną wąską uliczkę po lewej stronie.
-Jesteś pewny ?
-Nie- opowiedział śmiejąc się- ale zaryzykujmy.
Na szczęście tym razem przeczucie Justina nas nie zawiodło i po chwili ukazał się przed nami cudny widok spokojnego oceanu oświetlanego jedynie przez księżyc i gwiazdy. Żadnych głosów, świateł, budynków, fanów, totalny spokój. Rozejrzałam się dookoła. Piasek, woda i palmy. Moje oczy zaświeciły się z zachwytu.
-O Matko kocham to miejsce- pisnełam z wrażenia i czym prędzej pobiegłam w stronę wody. Zdjęłam klapki i nie wiele myśląc zanurzyłam stopy w ciepłej wodzie. Cicho wypuściłam powietrze dając się ponieść cudownemu uczuciu. Chwilę później usłyszałam cichy szept tuż przy moim uchu- Uważaj na rekiny- odwróciłam się do Justina złowrogo się uśmiechając.
- A ty uważaj bo zmokniesz- powiedziałam słodko po czym bez skrupułów zaczełam chlapać go wodą czego zapewne się nie spodziewał. Krztusząc się smiechem patrzyłam jak próbuje omijać moje wodne ataki co kompletnie mu się nie udawało.
-O nie, lepiej uciekaj ! - zawołaj nagle zdejmując buty. Pisnełam, a chwilę później zaczełam uciekać wzdłóż brzegu sama się przy tym ochlapując. Niestety jak się spodziewałam Justin nie pozostał mi dłużny i po kilku metrach dogonił mnie i skrępował moje ręce.
-Ładnie to tak ? Przykro mi muszę cię teraz utopić- powiedział niewzruszonym głosem przerzucając mnie przez swoje plecy. Kompetnie nie mogąc przestać się smiąć zaczełam wiercić się i rzucać na wszystkie strony byle tylko mnie wypuścił. Poczułam, że kieruje się w głąb oceanu i przeraziłam się. Po chwili, gdy woda dosięgała mu po klatkę piersiową ściągnął mnie ze swoich pleców nadal trzymając mnie w pasie bym mu nie uciekła.
-Ostatnie słowa rybko ?- zapytał z ironią słodkim głosem.
- Tak! Chcę powiedzieć, że wolę One Direction od ciebie!- krzyknełam jeszcze bardziej pogarszając swoją sytuację.
-O mała przegiełaś!- zawołał, a po chwili oboje znaleźliśmy się pod wodą. Próbowałam wydostać się z uścisku Justina lecz trzymał mnie bardzo mocno co tak naprawdę mi się podobało. Po kilku sekundach znów znaleźliśmy się na powierzchni, od razu zaczerpnełam głębokiego powietrza.
-Jeszcze raz? Tym razem na serio- zaśmiał mi się do ucha.
-Nie nie przepraszam, jesteś lepszy od 1D wybacz mi prosze- zaczełam błagać go udając przerażenie.
-Masz szczęście, że cię lubię. Inaczej pływałabyś sobie teraz ze słodkimi żarłaczami -powiedział ironicznie na co mój żołądek się ścisnął. Lubi mnie ? Chwilę później znów przerzucił mnie przez swoje ramię i zaprowadził na brzeg nucąc przy tym jakąś piosenkę One Direction przez co ciągle chcichotałam. Po chwili znaleźliśmy się na brzegu.
- Jestem cała mokra- krzyknełam gdy znalazłam się na swoich nogach.
-I przez to taka seksowna- dodał przygryzając wargę. Momentalnie strzeliłam buraka i zawstydzona tym, że przez mokry podkoszulek prześwituje mój stanik uderzyłam go w ramie co zapewne bardziej zabolało mnie niż jego. Ten jedynie zaśmiał się, po czym złapał mnie za ręke i pociągnął w stronę jednej z palm. Usiedliśmy na piasku obok siebie. Oparliśmy się o swoje łokcie wpatrując się w widok przed nami. Ja jednak nie mogłam się skupić na oceanie gdyż co chwila rozpraszał mnie więrcący mi w twarzy dziurę wzrok Justina. Krępowało mnie to.
-Gapisz się- mruknełam odwracając się do niego. Leżał na boku podbierając twarz dłonią patrząc centralnie na mnie.
-Nie, nie na ciebie- odpowiedział z głupim uśmieszkiem. Zaśmiałam się przypominając sobię taki sam dialog między nami z tego wieczora na próbie.
-Nie gap się- odpowiedziałam odwracając głowę.
-Dlaczego?-spytał cicho
-Wyglądam okropnie- odpowiedziałam patrząc z grymasem na swoje mokre włosy spoczywające na mojej klatce piersiowej.
-Nie prawda. Wyglądasz słodko- powiedział unosząc kąciki ust do góry. Spojrzałam na niego z rumieńcem. Bieber przestań mieszać mi w głowie.
-Dziękuję-odpowiedziałam nieśmiało.
-Właściwie to- podniósł się z ziemi podpierając się dłonią, przez co patrzył na mnie z góry- właściwie to zawsze wyglądasz pięknie- dodał cicho spoglądając mi w oczy. Mimo, że dookoła było ciemno i oświecał nas jedynie księżyc i kilka oddalonych lamp ulicznych, mogłam dostrzec w jego oczach małe iskierki migotające na tle czekoladowych tęczówek. Takie samo spojrzenie jak w tedy, tego wieczoru po próbie. Jeździłam wzrokiem po całej twarzy Justina, badając w skupieniu każdy fragment , każdy najmniejszy pieprzyk i bliznę. Nim się spostrzegłam szatyn pochylił się nade mną.  Zaczął wolno przybliżać swoją twarz do mojej. Poczułam jak moje serce urządza sobie dyskoteke rozsadzając mi klatkę piersiową. Po sekundzie wargi Justina znalazły się kilka milimetrów przed moimi, gdzie niepewnie się zatrzymał. - Alicia..- szepnął cicho. Przestałam wtedy walczyć już ze sobą i nie mogąc już dłużej czekać chwyciłam dłonią jego ramię, po czym wbiłam się w te miękkie, malinowe usta.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz