*Sen Alicii*
Po
telefonie od Nicka moje życie z dnia na dzień nabrało niesamowitego
tempa. Od kilku dni mój harmonogram był bardzo napięty. Poranki i
popołudnia spedzałam na morderczych próbach razem z resztą tancerzy,
ktorzy się dostali, a wśród nich znalazła się również Carlena. Bardzo
się z tego powodu ucieszyłam, gdyż nikogo tu nie znałam. Bałam się, że
będzie ciężko ze współpracą, lecz myliłam się. Od pierwszych zajęć
wszyscy świetnie się dogadywaliśmy. Ludzie byli bardzo pozytywni i
otwarci. Było widac ze to co robią jest ich pasją i dlatego tutaj są.
Zajęcia odbywały sie w sympatycznej atmosferze, mimo że Nick duzo
wymagał i oczekiwał zaangażowania. Po pierwszym spotkaniu
dowiedzielismy się wszystkich szczegółów. Za dwa miesiące miała
rozpocząć się trasa. Według Nicka musieliśmy opanować około 20 różnych
choreografii wiec zarządzil próby codziennie, w tym kilka razy w
tygodniu w zajęciach miał uczestniczyć sam zainteresowany, Bieber. Swoją
drogą ciekawiło mnie jaki jest naprawdę, bez tej całej gwiazdorskiej
otoczki, ochroniarzy i tłumów fanek. Ciężko było mi go sobie wyobrazić
jako zwyklego, normalnego, miłego chłopaka. Bardziej pasował mi do
zarozumiałego i zadufanego w sobie dupka patrzącego na innych z góry. I w
sumie dużo się nie pomyliłam..
Na sali panował luz, Nick dał nam 10 minut przerwy, więc wszyscy relaksowali się na materacach, on sam gdzieś zniknął.
Stałam na środku parkietu wraz z Luckiem, ktory pokazywał mi
skąplikowany breakdeancowy krok. Uwielbiałam go, był mega pozytywny i
zakręcony, a przy tym bardzo przystojny. Imponowały mi jego
umiejetnosci, był zdecydowanie jednym z tych ktorzy dostali tą robotę na
wejściu. Nie mówię że się odrazu zakochałam, ale przy nim nogi mi
miękły, kiedy starałam się wykonywać kazdy ruch jak najlepiej byle mu
zaimponować. Ahhh te muskuły. Miałam słabość do latynosów. A Luck od
pierwszego spotkania mnie zauroczył. Ciemne, głębokie oczy, idealny
uśmiech,wyrzeźbione ciało, no przyznajcie jak to może działać na
kobiety. Patrzyłam na chłopaka maślanymi oczami starając się skupić na
tym o czym do mnie mówi, lecz jego urok mnie rozpraszał. Co chwila
kiwałam głową i przytakiwałam,głupio się uśmiechając jak tępa
blondyneczka. Cholera zgłupiałam na jego punkcie. Nagle drzwi wejsciowe z
impentem otwarły się i trzasneły o ścianę, wydając nieprzyjemny hałas,
wyrywając mnie z transu. W sumie dobrze bo jeszcze chwila i zaczełabym
się ślinić. Spojrzeliśmy w kierunku drzwi, gdzie w wejściu stał nasz
wielki gwiazdor. Wszyscy momentalnie podnieśli się z materacy jakby
mieli mu zaraz złożyć pokłon. Justin miał założony kaptur i ciemne
okulary, zapewne to był jego kamuflarz przed fanami. Wszedł na sale nie
zwracając na nikogo uwagi. Na kilometr było czuć bijącą od niego złość.
Za nim wszedł około 30 letni facet. Kłócili się o coś. Wtem pojawił się
Nick, który zaczął ich uspokajać. Przyglądając się Bieberowi i jego
lekceważącej postawie wobec tego gościa i nas doszłam do wniosku, że
zapewne wielka gwiazdeczka strzeliła focha, bo nie załatwiono jej
prywatnego odrzutowca, którym udał by się na koniec świata, gdzie mógłby
być królem i panem wszystkiego. W końcu po niezręcznej chwili, w której
musieliśmy być świadkami sprzeczki pomiędzy Justinem, a jak się później
okazało jego menagerem, do Scootera zadzwonił telefon.
-Zajmij się nim- powiedział do Nicka zdenerwowany odbierając połączenie, po czym wyszedł z sali. Justin tylko na to fuknął.
-No
więc kochani, dziś pierwsze zajęcia z Justinem, dużo pracy przed nami-
powiedział Nick entuzjastycznie, a mi jakoś się na to nie uśmiechało.
Po
skończonej próbie wszyscy byliśmy wykończeni. Dziś Nick dał nam niezły
wycisk, ale ja oprócz zmęczenia odczuwałam jeszcze ogromną irytację
skierowaną do Biebera. Denerwowała mnie jego obojętność. Przez całe
zajecia nie odezwał się nawet słowem, robił to co kazał Nick, reszte
miał gdzieś. Za kogo on się uważa?! Nie interesowało go to kogo
zatrudnił? Ciągle wydawał się zdenerwowany i zamyślony więc woleliśmy
nie wchodzić mu w drogę i jak najlepiej skupić się na tym za co nam
płacą. Lecz ja ciągle przyglądałam się Justinowi próbując go
rozszyfrować, przejrzeć, odgadnąć co w nim siedzi, ale jedyne co udało
mi się zauważyc to to, że całkiem dobrze tańczy. No cóż, jestem tu tylko
dodatkiem do ładnego obrazka, gdzie na pierwszym planie widnieje on,
reszta mnie nie dotyczy.
Popołudnie spędziłam samotnie w domu,
odpoczywając po pracy. Nudziło mi się, ale nie miałam ochoty na żadną
imprezę, jakoś wolałam spędzić wieczór we własnym towarzystwie. I
dlatego postanowiłam wybrać się do dawno nie odwiedzanego Schronu. Tak
wiem to śmieszne, brzmi jak baza z koców. Mój Schron był dachem
wysokiego bloku mieszkalnego, który znajdował się 3 przecznice od mojego
mieszkania. Uwielbiałam to miejsce. Kiedyś często spędzałam tam
wieczory, w których chciałam coś przemyśleć, pobyć sama lub po prostu
odetchnąć świeżym powietrzem w ciepły wieczór, oglądając panoramę
magicznego LA. Siadałam wtedy ze słuchawkami na krawedzi dachu, schowana
za duzym talerzem telewizyjnym i rozpływałam się pod wpływem
rozlewającego się przede mną widoku. To był mój schron, w chwilach gdy
huk miasta mnie przytłaczał. Tu było spokojniej, ciszej, czas płynął
wolniej. Uwielbiałam tutaj tańczyć. Czułam się w tedy ponad wszystkim,
jakbym dosłownie sięgała do chmur. To było moje miejsce.
Po 15
minutach wchodziłam już po schodach prowadzących na szczyt budynku. Z
racji tego, że był on najwyższym blokiem w mojej okolicy, musiałam ich
trochę przejść, lecz moja kondycja mnie nie zawiodła i po chwili
znajdowałam się na dużym, płaskim, betonowym placu, który zazwyczaj jest
pusty. Jednak nie tym razem. Ku mojemu zdziwieniu, ktoś mnie wyprzedził
i bezczelnie wkradł się na moje terytorium. Przy samej krawedzi dachu
zauważyłam wysoką postać z kapturem na głowie, stojąca do mnie tyłem,
otoczoną dymem papierowosym. Widząc to zamarłam z przerażenia, gdyż
pomyślałam, że ta osoba ma zamiar stąd skoczyć. Niewiele myśląc
krzyknełam do obcego:
-Błagam nie rób tego, nie skacz, to nie jest
żadne rozwiązanie- wybełkotałam przestraszona pierwsze co przyszło mi
do głowy. Podeszłam na miękkich nogach bliżej postaci. Osoba przede mną
widocznie nie spodziewała się tego, że ktoś ją zobaczy gdyż pod wpływem
mojego głosu zadrżała z zaskoczenia, odwracając się do mnie. Ku mojemu
ogromnemu zdziwieniu, potencjalnym samobójcą okazał się wszystkim znany
Justin Bieber. Tak dokładnie. Ten koleś. Mhm on.
-Co do cholery?-
wyszeptałam do siebie marszcząc brwi. Wydało mi się to tak irracjonalne i
niemożliwe, że podeszłam bliżej, aby się upewnić.
- Słucham?- zapytał wyraźnie zdziwiony patrząc na mnie spod zmarszczonych brew, trzymając w palcach zapalonego papierosa.
-Czy
ty...Ty chcesz ..stąd skoczyć?- wymamrotałam jeszcze bardziej
przestraszona. Nie wiedziałam co mam robić w tej sytuacji, byłam
kompletnie zdezorientowana. Chłopak spojrzał na mnie jak na kretynkę.
-Co?
skąd ten pomysł?- na jego twarzy malowało się rozbawienie, a chwilę
później zaczął się ze mnie śmiać. Odetchnełam z ulgą, ale dotarło do
mnie że zrobiłam z siebie kompletną idiotkę, gotową uratować biednego
czlowieka, który chce skończyc martwy na chodniku. Teraz byłam z kolei
zażenowana i zdenerwowana, nie wiedząc czego do jasnej ciasnej ten
chłopak tutaj szuka.
-Więc co tu robisz?- zapytałam próbując
pohamować irytację w moim głosie wynikającą z jego obecności tutaj. Po
dzisiejszym dniu nie pawałam do niego zbytnią sympatią. I bądź co bądź
to chyba ostatnie miejsce w którym można spotkać gwiazdę i to takiego
formatu jak on.
-A ty? Śledzisz mnie? Chcesz zdjęcie,autograf?
Czy nie możecie mi dać spokoju chodz na chwilę ?!- krzyknął z wyrzutem
marszcząc czoło, zaciągajać się nerwowo papierosem.
-Słucham? Nie
śledzę Cię, nie jestem fanką, a tak się składa, że w tym momencie to ty
zakłóciłeś mój spokój przychodząc tutaj !- odpowiedziałam zdenerwowana,
podchodzac blizej. Teraz stojąc dokładnie na przeciw niego byłam pewna,
że to mój pracodawca. Justin zdziwiony moją odpowiedzią przypatrzył się
mojej twarzy. Po chwili jego mina złagodniała.
-Zaraz czy ty
jestes A... Alicia ? Ta tancerka z castingu? - zapytał zaciekawiony
przyglądajac mi sie intensywniej co zaczeło mnie krępować.
-Tak to
ja, i tak się składa, że się dostałam, ale nie sądzę żebyś to zauważył,
twierdząc po twoim nastawieniu na dzisiejszej próbie- prychnełam z
wyrzutem, ale on nie wyglądał na przejętego tym. Palił jedynie papierosa
przyglądając mi się.
-Nie ważne- bąknął odwracając się do mnie plecami, kierując oczy na panoramę. Co za dupek.
-Skoro tak, to możesz łaskawie opuścić to miejsce?- skrzyżowałam rece na piersi tracąc cierpliwość.
-Nigdzie
się stąd nie ruszam- odpowiedział stanowczo, stojąc do mnie tyłem.
Wkurzał mnie coraz bardziej. Podeszłam całkiem do niego, aby zwrócił na
mnie uwagę.
-Nie możesz sobię znaleźć innego budynku? Na przykład w
Japonii?- odpowiedziałam z ironią chcąc go wnerwić. On jednak wciąż
tępo gapił się na obraz przed nami, co chwila wypuszczając z ust dym.
-Nie
-A to dlaczego?- jak za chwile nie ruszy swojego tyłka, osobiscie go stąd zrzuce.
-Bo
to moje miejsce- odpowiedział obojętnie jakby to była najnormalniejsza
rzecz na świecie. Że co ? Czy on uważa, że może mieć wszystko ?!
-Chyba żartujesz! Co chcesz przez to powiedziec ?!
-Że
to moja kryjówka, a tobie nic do tego mała, także możesz już isć- tego
było za wiele. Nie było mnie tu zaledwie dwa tygodnie, a już jakiś
gwiazdorek postanowił się tu zadomowić
- Twoja ?! Jest to gdzies
napisane ? Ja przychodze tu bardzo czesto i uwierz, jesteś ostatnią
osobą, którą mogłabym tu spotkać, więc wybacz, ale idź sobie
przywłaszczyc jakiś inny blok panie gwiazdo !- odprychnełam ostro.
-Zaczynasz mnie wkurzać!- w końcu zwrócił na mnie uwagę odwracając się do mnie.
-Ty
mnie również i to od samego początku!-jego arogacja doprowadzała mnie
do szału. Staliśmy na przeciwko siebie zabijając się morderczymi
spojrzeniami. Byłam gotowa walczyc o ten dach !
-Nie ruszam się stąd !- wycedził przez zęby.
-
Ja też nie !- odprychnełam lodowato i na znak mojego protestu, usiadłam
jak gdyby nigdy nic na krawedzi dachu, dajac mu do zrozumienia, że
jeśli chce się mnie pozbyć to może mnie jedynie zrzucić. Był wyraźnie
zaskoczony moją upartością.
-Taka cwana jesteś- usłyszałam kpiący
głos tego wkurzającego egoisty, który bezczelnie usadowił swój tyłek
tuż obok mnie dmuchając mi dymem papierosowym w twarz.
-Jesteś dupkiem-skomentowałam.
-I dobrze mi z tym, ty za to jestes cholernie uparta- odpowiedział zirytowany.
-I
dobrze mi z tym- sarkastycznie się uśmiechnełam i szybko odwróciłam
głowę w stronę panoramy miasta, nie dając za wygraną. On na to tylko
fuknął i nie wiedząc co odpowiedzieć, odwrócił wzrok na widok przed
nami zamykając swoją jadaczkę. Czułam, że wygrałam. Alicia 1 Bieber 0.
Przez dłuższą chwilę siedzieliśmy w milczeniu obok siebie z nogami
spuszczonymi w dół. Obserwowaliśmy ruchliwą ulicę pod nami, wysokie
wieżowce świecące się w ciemnosciach zmroku i coraz więcej pojawiających
się gwiazd na niebie. Daliśmy się zaczarować magii tego miejca,
zapominając o swoich obecnościach. Ten widok jak zwykle mnie uspokoił.
Gdyby nie to, że siedziałam tam z chłopakiem, który drażnił mnie przez
swój sam sposób bycia, to pomyślałabym że jest romantycznie. Nie
dochodziły do nas żadne dzwieki, oboje byliśmy pochłonięci w swoich
rozmyślaniach. Cholernie interesowało mnie o czym on wtedy
myślał. Walczyłam ze sobą, żeby się nie odezwać, aby nie przerywać
przyjemniej ciszy między nami w obawie, że znów znaczniemy się kłócić i
wnerwiać nawzajem. Ale męczyło mnie jedno, zasadnicze pytanie, które
musiałam zadać.
-Dlaczego tu jestes?- spytałam niespodziewanie,
patrząc na jego profil. Justin wpatrywał się intensywnie w gwieździste
niebo, jakby odpowiedz na moje pytanie była gdzies tam zapisana. Wolno
obrócił twarz w moją stronę.
-Tylko tu mogę się wyłączyć- odrzekł
spokojnie, po czym spowrotem odwrócił twarz do gwiazd, pozostawiajac
moją ciekawość niezaspokojoną.
-Co chcesz przez to powiedzieć?- zapytałam nie rozumiejąc aluzji.
-Odcinam
się tu od mojej rzeczywistości, staję się kimś innym, kimś normalnym,
zwykłym, nieznanym, zastanawiam się nad sobą, myślę, uspokajam się-
odpowiedział wolno z zamkniętymi oczami skierowanymi w niebo. Co ? Co on
właśnie powiedział? To mnie zaskoczyło.
-To przez sławę?-spytałam cicho.
-Tak....Stała się moją maską- szepnął smutno.
*
druga część rozdziału dalej :)
madeinpoland
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz