niedziela, 21 grudnia 2014

Rozdział 8 'Justin to naprawde ty ?'



Justin


Przebudziłem się w środku nocy cały zalany potem. Miałem koszmar. Okropny, najgorszy jaki w życiu mogłem mieć. Śniło mi się, że Alicia przestała oddychać, że umarła. Odeszła bez słowa, bez żadnego najcichszego pożegnania. Jak gdyby nigdy jej w moim życiu nie było. A była. I nadal jest. Spojrzałem na puste miejsce obok mnie na tym ogromnym łóżku, w którym jeszcze nie dawno obok mnie, słodko spała  Alicia. Zawsze budziła mnie pocałunkiem w policzek albo bawiła się moimi rozczochranymi włosami. Kochałem to. Uwielbiałem kiedy patrzyła na mnie gdy udawałem, że spie. Gładziła mój rozgrzany policzek cicho szeptając 'jesteś piękny'. To sprawiało, że nasze poranki były cudowne. Ona sprawiała, że moje życie znów stało się wartościowe. Delikatnie przejechałem dłonią po satynowaj pościeli, pod którą powinna teraz być . Tutaj przy mnie, nie tam, nie na tym cholernym szpitalnym łóżku. Jak poparzony wyskoczyłem z pod kołdry. Nie wytrzymałem, musiałem do niej pojechać, musiałem się upewnić, że oddycha, że jej serce jeszcze pracuje. Ubrałem na siebie pierwsze lepsze spodnie i bluzę po czym wsiadlem w samochod. Szpital był prawie pusty. Po korytarzach wałęsało sie kilka osób z jednym zatroskanym wyrazem twarzy. Wbiegłem na piętro gdzie leżała Alicia. Nie zważając na protesty pielęgniarki po prostu weszłem do jej pokoju. Dziewczyna dalej leżała nieruchomo pogrążona w śnie. Przejechałem wzrokiem po wszystkich maszynach, do ktorych była przypięta, aż w końcu utkwiłem go na jej klatce piersiowej. Oddycha.

Sen Alicii

-Pięć, szesć, siedem, stop noga, ramię, zjazd obrot, osiem, dziewieć poom, Tom nie obijaj się, dalej krok, szybko góra uwaga trzy, cztery kończymy na pięć, Carlena widzę cię nogi luźno - głośne słowa Nicka odbijały się echem po sali zagłuszając muzykę. Stał z boku naszej grupy energicznie dyrygując rękami, bacznie się przyglądając jak wylewamy siódme poty przy ostatniej przygotowanej choreografii.

- Alex skup się ! Chris wyprostuj plecy ! Amy nie na palcach ! Dobra teraz końcówka, chce widzieć bombe. Raz, dwa przeskok, ręce do siebie, głowa w bok, Trzy, cztery obrót, skłon. Pięć, sześć uwaga łokcie w góre, kolano za siebie, poom. -Kucnął przy nas by móc zobaczyc jakikolwiek, najmniejszy błąd w naszych krokach. Wiecie, to krępujące !

-Koniec! juhuu!!- Choreograf wykrzyknał radośnie równo z zakończeniem piosenki. Na sali słychać było tylko nasze głębokie nierowne oddechy i klaskanie uradowanego Nicka - To było świetne, jest siła w was, podoba mi się to ! - powtarzał entuzjastycznie chodząc po sali.

- Kochani na dziś kończymy, widzimy się jutro, pamiętajcie wszysycy punktualnie po wyzabijam  - 'pożegnał' się wyłączając magnetofon. Wszyscy odetchneli z ulgą zbierając się z parkietu  by móc udać się do szatni i odpłynąć pod relaksujacym prysznicem.

-A jeszcze jedno!- krzyknał nagle Nick -Potrzebuję tancerki lub tancerza do pomocy przy Justinie dziś, ja akurat nie mogę. Ktoś chętny ? - spytał z nadzieją. Rozejrzałam się po sali nie widząc na twarzach rozchodzacych się kolegów nic oprócz zmęczenia. Wspominałam, że pracowaliśmy po 10 godzin ? Mimo to stwerdziłam, że mogę się zgodzić.

-To może ja- zaproponowałam radośnie. W sumie miałam zamiar jeszcze potrenować. I całkiem spodobało mi się torturowanie Biebera. hehe.

-Świetnie Alice. Justin będzie o 20. - uśmiechnął się rzucając mi klucze- Nie zapomnijcie zamknąć później budynku- dodał.

-Spóźnienie Bieber !- powiedziałam z udawaną powagą w głosie z rękoma skrzyżowanymi na piersi, gdy do sali wpadł Justin. Popatrzył na mnie lekko zdziwiony, zapewne spodziewając się swojego choreografa.

-Przepraszam psze pani, to już się więcej nie powtórzy- odpowiedział z ironią posyłając mi sarkastyczny uśmieszek.

-Przykro mi za kare układasz materace- odpowiedziałam również z ironicznym uśmieszkiem.

-Ehh Nick by się tak nie czepiał. W ogóle gdzie on jest?- zapytał  zdezorientowany.

-Nie mógł zostać. Za to ja chętnie postanowiłam cię pomęczyć. Nie masz nic przeciwko hmm?- spytałam słodko drażniąc się z nim. Popatrzył na mnie z miną obrażonego dziecka. Wybuchnełam niekontrolowanym śmiechem.

-Mi nie jest do śmiechu- burknął udając focha.

-Nie dąsaj się gwiazdorku. Musimy popracować z twoimi nóżkami. Ruchy zaczynamy- krzyknełam energicznie i włączyłam magnetofon.

-Ehh jak ja uwielbiam zajęcia z tobą..- mruknął cicho, wlokąc się na parkiet.

-Słyszałałam !

Od rozpoczęcia zajęć mineły jakies 2 godziny ale nawet nie zauważyłam kiedy. Z Justinem pracowało się świetnie, mimo ,że czasem marudził. Wiec kiedy udało nam się nadrobić zaległości, postanowiłam dać mu spokój.

-No widzisz jakoś dałeś rade- poklepałam go po ramieniu - jestem dumna, zasłużyłeś na posprzątanie sali- uśmiechnałam się słodko. Ależ ja lubię go denerwować. Czy jestem wredna ? :) Znów spojrzał na mnie z miną zbitego szczeniaczka błagając o litość.

-Kiedyś się doigrasz tancereczko- fuknął przegrany leniwie ociągając się w stronę rozwalonych materacy. Ja przystanełam z boku obserwując go. Miał na sobie białą podkoszulke, która uwydatniała jego mięśnie, co zapewne było efektem wielu godzin spędzonych na siłowni. Moją uwagę przykuły tatuaże pokrywające jego lewe przedramię. Sporo ich. Chyba musi bardzo to lubieć. Dodawały mu męskości, był na prawdę seksownym facetem.

-Gapisz się na mnie- powiedział niespodziewanie wybudzając mnie z dziwnego transu, w który wpadłam obserwując jak podnosi ciężkie materace.

-Coo? Nie, nie na ciebie- odpowiedziałam speszona.

-Widzisz tu kogoś jeszcze oprócz mnie ?- zaśmiał się pytająco.

-Widzę bardzo intrygujący obraz- odpowiedziałam szybko. Odwrócił się w stronę obrazu,który przedstawiał nazwyklejszy w swiecie pejzaż zimowy. Popatrzył na mnie z miną "czyżby?".

- Nie ładnie tak. Ciekawe co powiedziałby na to Lucke- odpowiedział zalotnie. Momentalnie spaliłam buraka. Czy on musi z nim ciągle ?!

-Powtarzam, ja i Lucke to nic takiego, po prostu..

-Lecisz na niego- przerwał mi zanim zdążyłam się wybronić.

-Słucham?

-Wiesz na zajęciach ciężko nie zauważyć chemii między wami- opowiedział sucho. Na prawdę aż tak to widać? Poczułam się dziwnie nieswojo rozmawiając o tym z Justinem. Kiedy chciałam coś powiedzieć i kolejny raz zaprzeczyć aby nie ciągnąć już tego dziecinnego tematu, zauważyłam coś dziwnego. Jedna z dużych lamp na suficie zaczeła migotać jakby miała zaraz zgasnąć. I tak też się stało. Nagle pozostałe lampy rownież zamigotały a po chwili  sala, ktora byla jedynym swiecacym pomieszczeniem w budynku, pograżyla sie w ciemnosciach. Przestraszona pisnełam. Momentalnie zamarłam sparaliżowana. Poczułam zimny dreszcz przemierzający przez moje rozgrzane ciało. Dookoła było zupełnie ciemno, niespodziewane zgaśniecie swiatła zupełnie wybiło mnie z równowagi. To bylo dziwne.

-Cholera co jest - głos Justina był zdezorientowany i zdenerwowany. Rozglądałam się nerwowo. Nie wiem czemu zaczełam się bać. W mojej głowie przez chwile utworzył się obraz jak z horroru gdzie zaraz glowni bohaterowia zginą w mrocznych ciemnosciach z ręki szalonego psychopaty. Szybkie nierowne oddechy wydostawaly sie z moich ust. Justin wyczuwszy mój strach podszedł bliżej.

-Ejj spokojnie nic się nie dzieje, jestem tu - szepnął troskliwie chcąc mnie uspokoić. Wziełam głęboki oddech aby oczyścić umysł. Justin zaczął grzebać w kieszeni, po chwili wyciągnął z niej telefon, dzieki jego swiatlu moglam zobaczyc zarysy twarzy chłopaka.

-Co sie dzieje?- spytalam cicho.

-Nie wiem, być może jakaś awaria prądu, powinienem sprawdzić.-powedzial drapiac się w kark.

- Nie nie !!- zaprotestowałam szybko - Co jesli tam jest jakiś szaleniec z siekierą - wyjąkałam nie zastanawiając się nad tym co mówie. Justin spojrzał na mnie rozbawiony. Z jego ust wydostał się cichy śmiech, który troche mnie uspokoił.

-No co ty! Za duzo filmów oglądasz. Alicia nie bój się, nikogo tam nie ma. Pójdę sprawdzić co się stało ty zostań tutaj- szepnął spokojnie. Czy tylko ja tutaj byłam strachliwą panikarą ?

-Ale..-

-Zaraz wrócę obiecuję- dodał podchodzac blizej mnie.

-Okeej... - powiedziałam niepewnie. Oddetchnełam głęboko starajac się nie zwariowac calkowicie. Justin świecąc telefonem ostrożnie wyszedł z sali. Wokoł było mrocznie i cicho, słyszałam tylko kroki Justina zmierzające gdzieś nie miałam pojęcia gdzie. Praktycznie nie znałam tego budynku. Po omacku dotarłam do jakieś sciany, po której zjechałam plecami by móc usiąść. Przysunełam kolana do siebie. Przypominałam przestraszone dziecko, które boi się ciemności. Kiedyś tak było. Jako mała dziewczynka zasypiałam z pluszowym misiem przy zapalonym świetle bo gdy swiatlo gasło, zawsze  wydawalo mi się, że tam są potwory. Znów sie tak poczułam. Okropnie. Minuty mijały, a Justin nie wracał, obawiałam się coraz bardziej. Po co on tam poszedł, jasna cholera co jesli coś mu sie stało, Boże. Na tę myśl żołądek mi się boleśnie skurczył. Po kolejnych pięciu minutach postanowiłam ruszyć się z tej podłogi i sprawdzić co z nim. Wstałam i na drżących nogach skierowałam się w stronę wyjścia. Wyszłam na korytarz, który był minimalnie oświecony przez jasne swiatlo księżyca wpadajace przez małe okienko. Mimo to wszedzie panował mrok, a ja wiedziałam, że nie mogę tu tak bezczynie stać. Ostrożnie ruszyłam w głąb korytarza, którym wcześniej szedł chłopak. Stawiałam stopy na podlodze jak najciszej umialam by w razie co nie przywolac wymyslonego mordercy. Przeszłam kilka metrów,  gdy nagle usłyszałam kroki. Cholera ! Kroki stawały się coraz głośniejsze, nie wiadomo skąd dochodziły i czyje były, Boże. Z  szalejącym sercem przyśpieszyłam przed siebie kompletnie nie wiedzac gdzie ide,  ta osoba była coraz bliżej. Nagle poczułam, że w coś, a raczej w kogoś wpadłam co zmroziło mi krew w żyłach. Przerażona pisnełam prawie się rozpłakując. Tajemnicza postać przede mną również zesztywniała. I już chciałam zawrócić i zacząć uciekać, gdy wtem poczułam ciepłe dłonie obejmujące czule moją ciało.

-ciii Alicia to tylko ja Justin nie bój się to tylko ja - chłopak wyszeptał mi do ucha głaszcząc mnie po plecach. Zdezorientowana oddetchnełam z ulgą gdy znajomy głos chłopaka dotarł do moich uszu.

-Justin to na prawde ty ?- wyjąkałam  w jego ramię.

-Tak mówiłem, że wrócę, proszę nie bój się już- powiedział spokojnie sprawiając, że mój strach pomału się ulatniał. Wtuliłam się w niego mocniej. Do moich nozdrzy dotarł zapach jego perfum, a ciepło bijące z ciała chłopaka dawało ukojenie. Odchyliłam lekko głowę by móc na niego spojrzeć. Minimalne światło odbijające się od małego okienka pozwoliło mi na dostrzeżenie idealnych rys na twarzy Justina. W jego oczach dostrzegłam maleńkie iskierki tańczące na tle teńczówek. Z odległości kilkunastu centymetrów był jeszcze piękniejszy. Chłopak również intensywnie obserwował moją twarz, ktorej wyraz zapewne wskazywał otumanienie. Mój mózg był jakby wyłączony, tak jakbym pod czaszką miała tysiąc razy splątany kłębek nici. To zdecydowanie było dziwne i pomieszane. Jeżdząc wzrokiem po jego twarzy zatrzymałam się na pulchnych maliniwych ustach, w które wtedy chciałam się tak cholernie wbić. Cicho wypuściłam powietrze, lekko rozchylając usta....

*

No więc oto ósmy rozdział tej dziwnej historii. Szczerze to nie jestem zadowolona z mojej pracy, wydaję mi się, że to wszystko jakoś się nie klei i wg takie jest nijakie.

Przy okazji składam wszystkim czytającym tą notke życzenia z okazji Świąt Bożego Narodzenia. Dużo radości w życiu, spełnienia najskrytszych i najgłupszych marzeń, i najważniejsze jak najwięcej miłości bo to ona sprawia, że chcę się nam żyć ❤ i cieszmy się wolnym od szkoły juhuu *.*

Zapraszam do czytania dalej tych moich wypocin ;)

madeinpoland

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz