Czy znalazłaś się kiedyś w tak niedorzecznej, durnej, a jednocześnie cudownej sytuacji, w której musiałaś stoczyć wewnętrzną walkę ze sobą pomiędzy tym co z nie wyjaśnionych powodów bardzo chcesz zrobić i poczuć, a tym co zabrania ci nawet o tym myśleć, a co więcej uczynić ? Czy czułaś się kiedykolwiek wyłączona na przyziemne sprawy by na krótką chwilę móc się zapomnieć i zdać sobie sprawę z pewnej rzeczy ? Ciężkie uczucie prawda?
Nasze intensywne spojrzenia nawzajem się rozbrajały wprowadzając nas w zastrzeżony wymiar. Mroczna i głucha ciemność jakoś przestała tak przerażać, a szumy i szmery stały się wręcz niezauważalne dla mojego rozkojarzonego umysłu. Krótka chwila zdawała się trwać jakby w zatrzymanym czasie. Natłok myśli, a równocześnie głęboka pustka wypełniły moją głowę nie pozwalając mi trzeźwo odbierać i analizować przebiegu zdarzeń. Zdziwiona i zdezorientowana mina chłopaka wskazywała na to, że on również nie odnajował się w sytuacji. Lecz nim się spotrzegłam jego twarz zaczeła wolno przybliżać się do mojej. Drżący oddech wydobył się z ust chłopaka znajdujących się kilka milimetrów od moich. Gorące powietrze otarło się o moje spragnione wargi rozgrzewając mnie jeszcze bardziej. Oczekując na coś co nie sądziłam, że kiedykolwiek mogło by mieć miejsce, poczułam jak lekko, praktycznie nie odczuwalnie warga Justina styka się z moją. Nagle ogromna fala ciepła spowodowana najdelikatniejszym dotykiem jakiego w życiu doświadczyłam, została zatrzymana przez nieoczekiwaną pobudkę rozsądku i zdrowego myślenia. Gwałtownie odsunełam się od chłopaka nie chcąc dłużej się zatracać. Cholera tylko nie on. Nie mogę, to zbyt skomplikowane, niemożliwe. Nie wiedząc co zrobić odwróciłam wzrok patrząc na wszystko tylko nie na jego zdezorientowaną twarz.
-Justin.. - zaczełam nieśmiało w zasadzie nie wiedziałam co chce powiedzieć.
-Tak?- wyjąkał cicho speszony drapiąc się w kark. Chwilę milczałam zbierając do kupy wszelkie myśli
-Proszę chodźmy stąd.
Kilka minut później staliśmy przed teatrem. Próbowałam w miare sprawnie zamknąć drzwi ogromnego gmachu lecz trzęsące się z nerwów rece uniemożliwiały mi to. Gdy w końcu udało mi się zakluczyć drzwi odwróciłam się do Justina, ktory bacznie mnie obserwowal z wciaz widocznym zakłopotaniem w oczach.
- Myślę, że powiniem cię odprowadzić- odrzekł po chwili. O nie, wolałam w tedy oddalić się jak najdalej od niego.
-Nie nie, nie trzeba- zaprotestowałam zmuszając się do lekkiego uśmiechu.
-Alicia boję się o ciebie, jest środek nocy i jest niebezpiecznie, odrowadzę cię, będe czuł się lepiej-Justin nie odpuszczał. Nie było mi to na ręke, jemu zapewne też, ale miał rację. Cholernie się bałam teraz sama wracać po wczesniejszych przygodach.
-Okej- odpowiedziałam cicho.
Szliśmy obok siebie pogrążeni w niezręcznej ciszy, patrząc na drogę. W duchu modliłam się, żeby tak zostało. Jak na złość, zazwyczaj jeszcze o tej porze zaludnione miasto, dziś było wkurzająco spokojne. Na ulicach nie było nikogo, czasem przejechało jakieś auto. Kroczyłam nerwowo kopiąc każdy kamyk. Chciałam jak najszybciej być już u siebie w domu, by móc wszystko ogarnąc i przemyśleć. Za dużo tego.
-To tutaj-odezwałam się gdy staneliśmy przed moim blokiem na jednej z przecznic. Justin podniósł na mnie wzrok.
-Okej teraz mi lepiej -powiedział lekko podnosząc kąciki ust do góry, lecz jego oczy nadal mówiły swoje.
-Dziękuję ci-odpowiedziałam ze słabym usmiechem.
-To do zobaczenia na próbie- odrzekł po chwili.
-Do zobaczenia- pożegnałam się i odwrócilam na pięcie kierując się do drzwi. Gdy miałam już zamiar wejść do budynku i zniknac mu z przed oczu, nagle poczułam uścisk na nadgarstku. Odwrocilam sie zdziwiona.
-Zaczekaj- powiedział szybko poddenerwowany szatyn puszczając moją ręke. O nie, to czego się obawiałam- Chcę tylko wyjaśnić... to w tedy.. bylo... Alicia ja..
-Justin rozumiem, po prostu nic się nie wydarzyło zapomnijmy o tym tak bedzie najlepiej-przerwałam mu odpowiadajac jednym tchem. Popatrzył na mnie pustym spojrzeniem przez chwilę nic nie odpowiadając. W końcu spuścił wzrok głośno wzdychając.
-Jasne, zapomnijmy o tym.
Zamknełam metalowe drzwi swojego domu i spojrzałam w głąb pustego mieszkania. Zmęczona oparłam się o ścianę i zjechałam do podłogi chowając głowę w kolanach. Boże jak tu zapomnieć kiedy chcę tego znowu ?
Następnego dnia obudziłam się przed południem. Z racji, że była niedziela postanowiłam spędzić cały dzień w łóżku i nie robić nic. Właściwie był to jedyny dzień, w którym nie było zajeć i mogliśmy odpocząć. Tego dnia byłam nadwyraz wdzięczna Bogu, że nie muszę iść do pracy. Uczucie niezręczności i zawstydzenia nadal mnie prześladowało, nie dając mi nawet szansy zmróżyć oka w nocy. Czułam się choelernie zażenowana mimo,że jego tu nawet nie było. Wystarczał mi do tego jedynie wyczuwalny w moim wnętrzu ślad na wardze. Przed oczami ciągle stawał mi Justin, jego usta, oczy, kryształowe spojrzenie doprowadzające moje ciało do sztywności. Silne dreszcze przechodziły przez moje plecy na każde wspomnienie tamtej chwili. Lecz zaraz po niej pojawiały się tłamszące mnie od środka poczucie winy i zimne ostrzężenia mojej świadomości, mówiące żeby o tym jak najszybciej zapomnieć. Po prostu, impuls, nic takiego, nie przemyślany krok, koniec. Przewróciłam się na drugi bok by móc schować się pod kołdrą przed męczącymi myślami.
*Justin*
Poranne, rześkie powietrze przyjemnie owiewiało moje ciało dając mi minimalne wytchnienie. Delikatnie przymknąłem zmęczone powieki skierowane w stronę słońca. Cicho westchnąłem. Smak kawy przypominał jedynie zwykły kofeinowy napój, jakim pobudza się praktycznie cała ludzka populacja. Prosty smak kawy. Specyficzny i aromatyczny. Taki zwykły. Może znudzony. Ochydny. Ale kiedyś pieścił kubki smakowe. Kiedyś, gdy poranną kawę przygotowywała ona, jej smak codziennie był inny. Być może dlatego, że spożywałem go patrząc na swoje szczęście. W tedy musiała być afrodyzjakiem. Teraz się zmieniło. Nie ma jej, nie patrzę na nią, kawa to kawa.
-Otwieraj Bieber ! - głośne warknięcie wybiło mnie z moich zamyśleń. Zdziwiony zastanawiałem się o co chodzi, kto jest aż tak rozwścieczony, że dobija się do moich drzwi. Wyszłem z tarasu kierując się na ganek. Wsciekły intruz coraz bardziej chciał dostać się do mojego domu. Gdy zdenerwowany otworzyłem drzwi spotkało mnie mordercze spojrzenie osoby, którą chciałem wtedy najmniej widzieć. Nim zdążyłem coś zrobić, silne ręce Lucke'a przygwoździły mnie do ściany za mną. Z ogromną siłą uderzyłem plecami w mur.
-Zadowolony jesteś teraz?! Myślisz,że ujdzie ci to na sucho ?! Grubo się mylisz, zapłacisz za jej krew gnoju !- ostre słowa opuściły usta chłopaka kierując się wporost na moją twarz. Jednym szybkim ruchem wymierzyłem Lucke'owi cios w brzuch uwalniając się z jego uścisku.
-Czego chcesz ?! Po co się w to mieszasz?! Ty już się nie liczysz!- wykrzyczałem na obolałego chłopaka. Ten spojrzał na mnie z nienawiścią, jego oczy jeszcze bardziej pociemniały.
-Ty powinieneś być na jej miejscu, skrzywdziłes ją! Sprawię, że do niej dołączysz skończony draniu- odparł momentalnie powstając, Zaczął ogładać mnie pięściami po całym ciele. Wkurzony i zraniony do granic możliwości oddawałem ciosy z całych sił byle nie dać za wygraną.
-Odpieprz się nie jesteś potrzebny! Zapomniałeś już co ty jej zrobiłeś ?-wycedziłem przez zaciśnięte zęby zadając mu bolesny kop w brzuch. Skulił się z bólu starając jak najmniej okazywać swoje cierpienie. Po chwili wstał wolno z miną przypominającą list z tysiącami śmiertelnych gróźb.
-Posłuchaj Bieber, możesz być pewien, że zapłacisz za swoją głupotę- powiedział sucho z chrypą. Przybliżyłem się stojąc z nim twarzą w twarz. Miałem ochotę rzucić się na niego i obić mu ten ryj.
-Za to ty możesz być pewien, że pożałujesz każdego najmniejszego kroku w jej stronę. Ciebie już nie ma. Zapamiętaj to lepiej!- Warknąłem na niego gotów w każdej chwili dotkliwie go pobić. Na moje słowa jego twarz napieła się jeszcze bardziej, zyłki widoczne na jego czole sprawiały wrażenie jakby za chwile miały wyskorzyć na zewnątrz.
-Jesteś nikim-odrzekł po chwili wgapiania się w siebie i wzajemnym zabijaniu się wzrokiem.- Jednym wielkim zerem- Moja złość potęgowała się każdym jego słowem -Małym zagubionym gnojkiem- kpił mi w twarz,
-Wynoś się stąd kutasie- warknąłem pchając go w kierunku wyjścia. Po chwili szarpaniny udało mi się wyrzucić go za drzwi.
-Nie wtrącaj się. Ty już przegrałes- odpowiedziałem, zamykając mu drzwi przed twarzą, gdy zdążył obrzucić mnie ostatnim palącym spojrzeniem. Oszołomiony odwrócilem się od drzwi. Krew cieknąca mi po ustach skapywała na podkoszulkę plamiąc ją swoją rażącą barwą, Oparłem się o jeden z filarów na środku jasnego holu ciężko łapiąc oddech. Zamknąłem oczy skupiając całą swoją uwagę na bólu będącego przyczyną rozcięcia na czole. Ile cierpienia kosztuje pokuta za błąd ?
*
zapraszam dalej <3
madeinpoland

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz