Herbata, którą od dziesięciu minut uparcie mieszałam łyżeczką, zapewne zdążyła już porządnie wystygnąć, mimo to dalej kręciłam w niej metalowym sztućcem, wgapiając się jak zahipnotyzowana w głąb kubka wypełnionego prawie zimnym napojem, kompletnie nie kontaktując z rzeczywistością. Co było powodem mojego uśpionego stanu ? Oczywiście nie kto inny jak szanowny pan Justin Bieber. Dlaczego ? Sama się temu dziwiłam, nie wiedziałam. Kilka chwil temu wróciłam z przedziwnego spotkania, które nieco się przedłużyło, gdyż wchodząc do mieszkania zauważyłam, że dochodzi północ. Jak to zleciało ? Zdziwiona, że jest już tak późno postanowiłam od razu iść spać, wiedząc że rano muszę być na próbie punktualnie, tak jak rządał Nick. Przed snem stwierdziłam, że chętnie napiję się ciepłej herbatki, i tak właśnie stałam sobie teraz przy kuchennym blacie krążąc łyżeczką w kubku, uśmiechając się do siebie jak głupia. Wróciłam myślami na dach, przypominając sobie Justina. Chamskiego, bezczelnego egoisty, który okazał się być również wrażliwym, miłym, nieco zagubionym w sobie i całkiem znośnym kolesiem. Doszłam do wniosku, że trochę źle go oceniłam. W sumie tak jak wszyscy. Ludzie nie znają jego drugiej twarzy, tej, którą przypadkiem udało mi się dziś zobaczyć. Zdecydowanie, go nie znają. Odruchowo odłożyłam łyżeczkę na bok, biorąc kubek w dłon, nadal pusto wpatrując się w blat. Upiłam łyk zimnej herbaty, nie zwracając uwagi na smak. Matko, co za gość...
*Justin*
Sam nie wiem czemu i kiedy zasnąłem, nie czułem zmęczenia, zwłaszcza gdy wiedziałem że muszę czuwać, aż się obudzi. Niestety złudzenia i niecierpliwe czekanie mnie uśpiły. Usłyszałem głośne, damskie krzyki, które mnie obudziły. Będąc w półśnie momentalnie oprzytomniałem na krześle z nadzieją że to jej głos, Alice. ... Ale nie, nic, nadal spała. Westchnąłem z bólem, przecierając twarz. Spojrzałem na zegar, który wisiał nad drzwiami. 3:34. Dopiero mineło kilka godzin. Nagle przed drzwiami zrobiło się głośne zamieszanie, ktoś się tam szarpał.
-Wchodzę tam, puść mnie ! - jakaś zdenerwowana kobieta bardzo chciała się tu dostać. Zdziwiony, zastanowiłem się kto.
-No przesuń się cholera!!- rozpoznałem głos...Jannet. Nagle drzwi gwałtownie się otworzyły a do sali wpadła roztrzęsiona dziewczyna w piżamie, zapewne przed chwilą się obudziła. Jej wzrok skierował się na łóżko. Bezsilnie odwróciłem twarz, nie chciałem znów pogrążać się w rozpaczy,patrząc jak kolejna osoba cierpi, poprostu chwyciłem dłoń Alici.
- Boże, Aliciaa - dziewczyna od razu rozpłakała się, nie będąc w stanie nad sobą panować. Zakryła dłonią usta z szokującego widoku. Trzęsąć się podeszła do swojej przyjaciółki od drugiej strony łóżka. Łkając dotkneła jej ramienia, tak jakby miała nadzieję, że przez ten dotyk Alicia się obudzi. Po twarzy dziewczyny spływały strumienie łez, które z każdą kolejną przyprawiały mnie o cholerne wyrzuty sumienia.
-Alicia, niee ! Kochanie błagam!!- dziewczyna opadła na kolana ściskając w dłoniach skrawek kołdry.
- Jannet..- zacząłem cicho, nie wiedząc co chcę jej powiedzieć. Gwałtownie podniosła glowę w moim kierunku, obdarzając mnie lodowatym, palącym spojrzeniem. Jej zapłakane oczy, w jednej chwili pociemniały ze złości.
-Ty draniu, to wszystko twoja wina !! To twoja wina !- wybuchneła nagle, przelewajac na mnie swoj żal.
- Jann przest...-próbowałem ją uspokoić, ale nie słuchała mnie.
-Jak mogłeś jej to zrobić, nienawidze cię to twoja wina, przez ciebie tu leży!!!- krzyczała bez opamietania kierując się do mnie rozwścieczona.
- Proszę przestań- złapałem ją za nadgarstki zanim zdążyła się na mnie rzucić.
-Nie.. ty draniu! to twoja wina- łkała bezsilnie, nie będąc w stanie zrobić już kroku. Puściłem jej ręce i poprostu mocno objąłem by przestała tak żałośnie płakać, nie chciałem by ktokolwiek cierpiał jeszcze bardziej niż ja, nie chciałem, moje serce z każdą kolejną jej łzą, boleśnie pękało coraz bardziej. Jannet schowała twarz w moim ramieniu, próbując dojść do siebie. Po chwili, gdy słychać było juz tylko jej pociąganie nosem, odsuneła się ode mnie i spojrzała na śpiącą dziewczyne.
-Jeśli się nie wybudzi, nigdy ci tego nie wybacze- powiedziała spokojnie, ostrym tonem, patrzac przed siebie. Nie musiała mi tego mówić, wiedziałem o tym doskonale. Tak jak to, że w tedy sam sobie nigdy nie wybaczę.
- Uwierz mi, dla mnie to też będzie koniec - odpowiedziałem, a po moim policzku spłyneła długo powstrzymywana łza.
Po kolejnych dwóch, męczących godzinach spędzonych w sali numer 12, przesiąkniętej zapachem krwi, lekarstw i żalu, postanowiłem wyjść na zewnątrz by ochłonąć. Zostawiłem Jannet samą z Alice i opuściłem salę. Na korytarzu nie było nikogo oprócz przechodzącej pielęgniarki i śpiącej na białej sofie Carleny. Wyszedłem z budynku uwalniając się od tłamszącego odoru szpitala. Nie znoszę go. Rozejrzałem się dookoła, dopiero świtało więc w pobliżu nie było nikogo. Wziąłem głęboki wdech, nabierając w płuca świeżego porannego powietrza. Potrzebuję fajki. Nie paliłem od tak dawna, ale w tedy nic innego nie mogło mi pomóc. Przeszukałem kieszenie w nadzieji że znajdę tam chodź jednego papierosa. Na szczęście miałem przy sobie całą paczkę, w zasadzie nie wiedząc skąd. Może Bóg w końcu teraz postanowił mnie nie dobijać. Chwilę później moje płuca wypełniły się dymem, a ja skupiłem się na uzależniającym smaku nikotyny, którego od dawna mi brakowało. Usiadłem na schodach przed wejściem. Chciałem na chwilę przestać myśleć. O wszystkim. Na króki moment mieć w głowie jedynie nic, totalną pustkę. Zamknąłem oczy w nadzieji że zobaczę tylko ciemność, żadnych obrazów, wspomnień, wyobrażeń. Ale nie udało się, wszystko pojawiło się na raz z jeszcze większą siłą. Czy w ogóle można przestać myśleć? Skoro tak, to zapewne można też przestać czuć. Jak to zrobić ? Chodź na kilka minut.. .Zaciągałem się chemicznym powietrzem, marząc w tedy tak naprawdę tylko o jednej rzeczy. Wznieść się kilka metrów nad ziemią, poczuć się ponad wszystko, patrzeć z góry na cały ten syf, znaleźć się gdzieś wysoko na jakimś dachu...
Sen Alicii
Twarde, ostre skały boleśnie wbijają się w moją skórę, pozostawiając na niej krwawe draśnięcia za każdą próbą poruszenia się. Leżę teraz na stosie kamieni, bez możliwości wykonania jakiegokolwiek ruchu, góra zaraz się zawali. Kątem oka dostrzegam ciemną przepaść, w którą wpadne, wiem to napewno, czuję to jak się rozszerza, zbliża się po mnie, kamienie pode mną osuwają się coraz bardziej, nie mogę się niczego złapać. Wpadnę tam, wpadnę, przepaść mnie pochłonie i zamknie się ponownie pozostawiając mnie w swoim mrocznym wnętrzu, gdzie stanie się coś strasznego, wiem to. Zaczyna padać, mocne strugi wody uderzają we mnie jak noże, intensywny zapach deszczu przyprawia mnie o mdłości. Nie chcę, błagam nie!! Łzy mieszają się z kroplami deszczu w mieszance strachu rozpaczy. Szeroka dziura jest już na tyle blisko, że zaczynają wpadać do niej najmnirjsze kamyczki ze spodu górki, na której szczycie się znajdowałam. Co robić w sytuacji gdzie wiesz, że nic nie jesteś e stanie zrobic? Gdzie wszystko dzieje się niezależnie od ciebie ? Kiedy już wiesz, że to koniec, ale gdy jeszcze nie dociera do ciebie czy to ten prawdziwy ? Poddaje się. Zamykam oczy, z całej siły zaciskam w pięści odłamek skały, przygotowuje się na to co mnie tam czeka, jestem gotowa. Coraz mniej kamieni pode mną, jeszcze kilka, wpadły, ostatnia, największa skała, na której leże przechyla się, zaraz wleci cała, nagle coś. Głos, cichy, jakby szept. Otwieram oczy, przepaść przestaje się powiększać, ogromny kamień staje w miejscu jakby nie mógł się zdecydować czy rzucić się w głęboką ciemność, czy pozostać na ziemi. Jak mogłeś?!, To moja wina, szept z każdym słowem przemienia się w krzyk. Boże Alice tak bardzo przepraszam, Ty draniu,przez ciebie tam leży, nienawidzę cię! Nie wybaczę ci ! Nie wybaczę sobie... rozpoznaje głosy, wtem cisza. Dookoła wszystko milknie, zatrzymuje się, również mój oddech o bicie serca, boję się. Nagle dziura przede mną zwęża się coraz bardziej, aż w końcu widze ją z daleka. Skała gwałtownie powraca do pierwotnego położenia z siłą przerzucającą mnie na kilka metrów, na miękką trawe, łapczywie nabieram w płuca powietrza, a w głowie pojawia się jedna myśl. Wasz żal mnie zabija...
Następne kilka dni mineły szybko i dość monotonnie. Wykańczające próby, nowe układy, Nick wymagał coraz więcej. Nie widziałam Justina od feralnego spotkania, nie pojawiał się na próbach, przez co Nick się wkurzał. Ja również miałam dziwną chęć by go zobaczyć. Polubiłam go? Może troszke.. Nieważne, wolałam skupić się na pracy i na tym by nie podpadać Nickowi i oczywiście imponować Luckowi. Ahh, z dnia na dzień był coraz bardziej przystojniejszy i powalający. Jeden uśmiech sprawiał, że zapominałam jak się chodzi, język mi się plątał, generalnie robiłam z siebie kretynke. Na prawdę zaczynałam się wkręcać jak typowa nastolatka. Niestety wiedziałam, że nie mam u niego szans, nie ta liga. Doskonale widziałam rozanielone spojrzenia innych dziewczyn, pozerające go wzrokiem, gdy się rozgrzewał lub po prostu smiał się z kolegami, był idealny..
Dwa dni później, ku zaskoczeniu wszystkich przed budynkiem teatru, w ktorym cwiczylismy zaparkował samochód Justina, luksusowe lamborgini.
- jest i nasz dupek- mrukneła Carlena. Zauważyłam, że ludzie nie pawali do niego sympatią, z resztą wnioskując po jego ostatniej wizycie tutaj, nie dziwiłam się. Mimo to Justin wydawał się być w dobrym humorze, jego nastawienie widocznie się zmieniło. Powitał wszystkich szczerym uśmiechem, a fakt, że był on idealny, szybko odzyskał sympatię wsrod nas. Taki juz jest ten Bieber ^^
Kilka godzin później zajęcia na szczęście dobiegły końca. Wszyscy byliśmy wyczerpani po wielokrotnym powtarzaniu choreografii, gdzie Nick co chwila coś zmieniał, poczym musieliśmy powtarzac od poczatku wszystko. Poszłam do szatni po swoje rzeczy. Kiedy sie przebralam, pozegnalam wszystkich, oczywiscie odplywajac pod wplywem uśmiechu Lucka. Założyłam słuchawki i zadowolona wyszłam z szatni. Niestety moja niezdarnosc obudzila sie w momencie gdy niefortunnie wpadłam na kogoś wychodzacego zza drzwi.
- Uważaj bo się potkniesz i połamiesz sobie te cenne nóżki- podniosłam głowę do góry widzac przed sobą rozdradowaną twarz Justina. Mimowolnie na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
-Musiałbyś znaleźć kogoś na moje miejsce- odpowiedzialam smiejąc się
-ciężko by było trafić na drugi taki talent- uśmiechnął się łobuzersko. Cholera zarumieniłam się??
-wiem- dzgnełam go w bok wystawiajac mu jezyk- jak leci, gdzie zniknales?- spytalam zaciekawiona
- wypełniałem obietnicę, płyta prawie skończona- wyszczerzył się triumfalnie
-oo świetnie, mam nadzieję, że dostanę z autografem- ucieszyłam się na tę wieść.
-Oczywiście, ze specjalną dedykacją dla najlepszego terapeuty na świecie- wybuchnełam śmiechem. Chwilę jeszcze żartowalismy na ten temat poczym dodałam
- cieszę się, że sobie radzisz -ja też, czuję, że wracam- odrzekł spokojnie z błyskiem w oku -dziękuje - dodał spoglądając mi w oczy.
*
ale chujowy -.-
madeinpoland
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz